Wy i my

Pieprzą od rana w kłamliwych przekaziorach, że palcie świeczki, uczcijcie ofiary stanu wojennego, że Duda złożył kwiaty pod byłym komisariatem MO, gdzie Przemyka milicja zatłukła (Duda miał wtedy 9 lat, co on może wiedzieć), wspominki jakieś, że cholera Teleranka nie było, no tragedia straszna, a czemu Telesfora nie było (alergicznie reaguję – no nie było, bo się jebany pan porucznik SB w mundurze wepchał przed kamery), czemu nie zastanowią się, że to chyba zwycięstw SB zza grobu, podzieliliście społeczeństwo zawłaszczając te uroczystości, to wy macie prawo, a inni nie, divide et impera, czemu nie słuchaliście swoich profesorów, może byli kiepscy albo trzęśli dupą tak jak wy teraz ‚triumfujecie’, że to wasze zwycięstwo, że wasza Solidarność, opluliście historię, szukacie haków jeden na drugiego, odmówiliście tym co nie z wami, to niby przeciw wam, że staliście po prawilnej stronie, a ci drudzy stali tam gdzie stało ZOMO, kurwa czytajcie zapomnianego Kasprowicza – najpospolitsi szuje, odmieniacie najdroższy krwią przepojony wyraz Ojczyzna, kto Ją najgłośniej wypowie!

Taki mam przekaz!*

______________

To ostatnie zdanie z bluzy pewnego drecha.

Niechcący fragment trochę na Wszystkich Świętych się przeczytało…

Dolina wznosi się teraz bardziej stromo. Wiatr się wzmaga. Groźne, czarno-białe urwisko Kajlas migoczą blisko. W wielu kulturach góry są synonimem śmierci. Według indyjskiego mitu Jama, pierwszy człowiek, który umarł, wspiął się na górę ponad „wysokimi przełęczami” i wskazał drogę. Wysoko nade mną, uwolniony przez topniejącą śnieżną półkę, skowany w lodzie strumień ożywa i płynie, iskrząc się, w dół zbocza. Zastanawiam się, jak to jest umrzeć tutaj. Niektórzy buddyści twierdzą, że jeśli obchód nie zostanie ukończony, to zasługi zostają anulowane, jak gdyby schodzenie w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara równało się cofaniu w czasie. Jednak Hindusi, obmyci wodą z jeziora czują się oczyszczeni. Na drodze przede mną nie ma nikogo, kogo mógłbym o to zapytać. Kiedy ostatni pielgrzym niknie mi z oczu w blasku Kajlas, wierzenia wielu ludów – od starożytnego Egiptu po australijskich Aborygenów – uderzają swoją naturalnością. Droga przez góry jest drogą zmarłych. Asyryjskie słowo „umierać” znaczy „chwytać się góry”. Wiele ludów ałtajskich wyobraża sobie, że ich dusze odchodzą na mistyczny górski grzbiet. W Japonii tradycyjny kondukt pogrzebowy do dziś wyrusza z okrzykiem: Yamaguki!, „Ruszamy w górę!”.

Colin Thubron: Góra w Tybecie. Pielgrzymka na święty szczyt. Przeł. Paweł Lipszyc.

Wegetacja

Wcale nie z przyjemności ino bardziej z obowiązku ta notka. Albo przesilenie wiosenne (hłe hłe), albo bardziej przeprowadzki blogowe spowodowały, że jak widać na dołączonym obrazku pisać już za bardzo się nie chce. Inna sprawa, że nie ma o czym.

Umyć okna trzeba… Wrony zołzy kraczom jakoś aluzyjnie: brrrudne, brrrrudne…

Kolana bolom po wczorajszej inauguracji rowerowej (tylko kilka głupich kilometrów)… Czemu przednie koło nie trzyma powietrza, a tylne tak, hę? Dziś spróbuję dać kolanom następny trening…

Gorzej śpię, budzę się wcześnie rano i siedzę otumaniony nad kawą. Chyba starość.

Bilety najtańsze na Stonesów są za 395 zł. No stare (chytre) pryki się ceniom!

No i dosyć tych stęków 😉

 

„Włóczysz się, co z tego masz”

Umarł K. Pisałem o nim tu kilka razy – przy okazji przeprowadzki ze szpitala do ośrodka dla bezdomnych, czy gdy chorował na gruźlice i jeździłem do Otwocka pooddychać z nim żywicznym sosnowym powietrzem. Znikał i pojawiał się. Zostawił rower i trochę ciuchów w piwnicy (no mały dług też, skwitowany niezbyt parlamentarnym smsem przez mnie, na który nie odpowiedział, bo wybrał gorzałkę – i jak się okazało wcale nie czarodziejkę). Lubił konie, psy, był gadułą większą ode mnie. Jeździliśmy z majorem do niego gdzieś pod Różan (czarne, cudne fryzyjskie konie czasem mi się śnią, tęsknię za ciszą jaka tam była pod lasem), potem w większym towarzystwie gdzieś kawał za Garwolin (niezapomniane spanie w stodole na kostkach słomy, łupie mnie w kościach na samo wspomnienie). Więzienie chyba dwa razy (ten drugi to za jakąś duperelną grzywnę), ucieczki kostusze spod łopaty, tu parę złotych na fajki czy doładowanie telefonu, tam sprzątanie w hipermarkecie, brak umiejętności usiedzenia w jednym miejscu na czterech literach. „Człowiek luźny”, że użyję określenia znanego z historii Średniowiecza. Sporo nauczyłem się jaką niechęć wywołują ludzie tacy jak on, gdy ze swoim wyglądem podfatygowanego, wiekowego bywszego hippisa wbijał się do mnie do pracy pogadać przy kawie (no i po parę złotych, wiadomo). Było trochę szorstko, obaj chyba wiedzieliśmy, że za mało było tej szorstkości z mojej strony, ale starał się nie przekraczać tej granicy.

Udanej włóczęgi i spokojnej mety, Stary…

Socyologia (chlania) nasza codzienna CI

chlanie

To zdjęcie zrobione zostało na pewnym zaprzyjaźnionym śmietniku. Jak je można interpretować?

1. My kulturnyj narod, nie pijem już z gwinta, tylko używamy kieliszków – nawet koło śmietnika (no jednego, nie czepiajmy się, alkohol trochę dezynfekuje).

2. Podziel się z bliźnim (choć pustym kieliszkiem).

3. Dbaj o środowisko (odzysk szkła szkodliwego w procesie produkcji dla ozonu, wody i innych takich tam, o oponach przejeżdżających rowerzystów. psich łapach, bosych biegaczach  niekoniecznie z Etiopii nie wspominając).

4. Pochwal się co piłeś, wzbudź ciekawość co to za napój jest (uwaga dla komentatorów: butelka nie była ustawiana, zastałem ją w takiej pozycji).  Koneserzy i tak poznają co to!

To tylko propozycje pisane „na gorąco”- może komuś jeszcze ten arcypolski obrazek jakoś się skojarzy…

PS. Słowo „opona” zostało użyte całkowicie przypadkowo i nie ono sponsorowało te notkę…