Deszcz, deszcz na betonie… Właśnie pada.
Wróciłem z urlopu, trochę krótkiego. Trochę opiekowałem się Mamą, psami, świnkami morskimi. Picie piwa, siedzenie w ogrodzie, cisza jak wiatr halny (przerywana czasem spadającymi jabłkami – uwaga, nie popadać w filozofowanie bo w łeb można dostać, a czasem wizgiem przycinanych płytek – remont u sąsiada), podlewanie kwiotków, jeżdżenie na rowerze (słabo bo rower tamtejszy zajeżdżon), czytanie książek (też słabo, bo za dużo ich było na półce i to ciekawych, a moce czytelniczo-przerobowe małe). I tyle, na nic mądrzejszego, głębszego, z pointą mnie nie stać…
E no, dobry taki urlop, oderwanie od codzienności, szczególnie, że Mama, jablka i zwierzaczki. To ile tych śfinkooof?
PolubieniePolubienie
Dwie dziewczyny, trza pilnować bo jeden z psów uważa, że one są do zabawy i boczkiem, boczkiem by staranował chętnie ich zagrodę (ten uciekinier co go na rowerze ścigałem, pisałem kiedyś, sporządniał poza stalkowaniem świń), biało-jasnobrązowo-czarne, fryzura na całym ciele pierun w miotłę szczelił, fajne…
PolubieniePolubienie
a tymczasem chyba minął III kwartał …. 😉
PolubieniePolubienie
Już lete panie kerowniku 😉
PolubieniePolubienie