Zapiski schizofrenika CXXXVII

Deszcz, deszcz na betonie… Właśnie pada.

Wróciłem z urlopu, trochę krótkiego. Trochę opiekowałem się Mamą, psami, świnkami morskimi. Picie piwa, siedzenie w ogrodzie, cisza jak wiatr halny (przerywana czasem spadającymi jabłkami – uwaga, nie popadać w filozofowanie bo w łeb można dostać, a czasem wizgiem przycinanych płytek – remont u sąsiada), podlewanie kwiotków, jeżdżenie na rowerze (słabo bo rower tamtejszy zajeżdżon), czytanie książek (też słabo, bo za dużo ich było na półce i to ciekawych, a moce czytelniczo-przerobowe małe). I tyle, na nic mądrzejszego, głębszego, z pointą mnie nie stać…

4 myśli na temat “Zapiski schizofrenika CXXXVII

    1. Dwie dziewczyny, trza pilnować bo jeden z psów uważa, że one są do zabawy i boczkiem, boczkiem by staranował chętnie ich zagrodę (ten uciekinier co go na rowerze ścigałem, pisałem kiedyś, sporządniał poza stalkowaniem świń), biało-jasnobrązowo-czarne, fryzura na całym ciele pierun w miotłę szczelił, fajne…

      Polubienie

Dodaj komentarz